Dla Mateusza :*
- - - - - - - - – - - - -
Ze łzami w oczach obserwowałem, jak
Harry pakuje swoje rzeczy. Od kilku tygodni podejrzewałem, że ma
romans. Wracał późno do domu, przesiąknięty jej zapachem.
On się oddalał, a ja nic nie mogłem z tym zrobić; za późno to
zauważyłem.
Oparty
o framugę, patrzyłem z góry, jak wrzuca swoje rzeczy do walizki.
Wstał, a ja spojrzałem mu w oczy z dołu.
-Ja..-
nie wiedział, co powiedzieć. Był zmieszany, a w oczach czaił się
smutek. Pewnie udawany, jak cały ten związek.
-Nic
nie mów- zacząłem, zanim od zdążył cokolwiek powiedzieć.- Po
prostu się spakuj. Spakuj się i wyjdź. Nie chcę Cię więcej
spotkać. Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego.
Pojedyncza
łza spłynęła mu po policzku, a ja odwróciłem wzrok. Wziął
bagaż i wyszedł, zostawiając mnie z niczym.
Dopiero
teraz się rozpłakałem.
*
Kiedy
Harry odszedł, ja stałem się wrakiem człowieka. Nie wychodziłem
z domu, nie spotykałem się z przyjaciółmi... Ten lokaty chłopak
zmienił moje życie o 180 stopni, a potem tak nagle zniknął.
A
wszystko zaczęło się, kiedy pewnego dnia spotkaliśmy piękną
dziewczynę. Miała na imię Nathalie. Wpadła na nas, a ja od razu
wiedziałem, że nie wróży to nic dobrego. Czułem, ze między nimi
zaiskrzyło. Zaczęli się spotykać. Niby jako przyjaciele, bo
rzekomo wciąż mnie kochał, jednak szybko zorientowałem się, że
z nią sypia. W końcu ona jest ładna, mądra, zabawna.. A przede
wszystkim jest dziewczyną. A związek z dziewczyną jest normalny.
Odszedł jednak, dopiero, gdy mu kazałem. Znalazłem w jego
marynarce pierścionek i kazałem mu się wynosić. Jak się później
okazało, dziewczyna była w ciąży. Wiem, że zamieszkał z nią. W
końcu musiał ponieść odpowiedzialność za dziecko.
Wciąż
go kochałem, a to było błędem. Bo to mnie zabijało.
Moje
serce się poddawało; umierałem.
Najgorszy
był czas, kiedy spotykałem go na ulicy. Zawsze omijałem ich
szerokim łukiem, a on zawsze znajdywał sposób byśmy się
zderzyli.
Ale
i ten okres przeminął.
Gdy
nauczyłem się żyć bez niego, on stanął w moich drzwiach.
*
Czajnik
zaczął piszczeć. Zalałem herbatę i drżącymi dłońmi wziąłem
kubki w dłoń. Podałem mu jedną szklankę i usiadłem naprzeciw.
-Co..
Co tu robisz?
-Ja..
-Powiedziałem,
że nie chcę Cię więcej widzieć..- przerwałem mu.
-Wiem,
ale ja..- nie wiedział, jak ująć to w słowa.
-Ale
ty co?
Wziął
głęboki oddech.
-Chciałbym,
abyś został świadkiem na moim ślubie.
Serce
podskoczyło mi do gardła. Biorą ślub.
-Nie.
-Ale..
-Powiedziałem
nie.
Drzwi
do mieszkania otworzyły się.
-Kochanie,
wróci.. Oh, cześć.- W salonie znalazł się Nath, którego oczy
ciskały gromy w stronę Harry'ego za to tego drugiego były
przepełnione bólem zmieszanym ze złością i nienawiścią.
Ciekawe..
-Wracając.
Loueh, proszę Ci..
-NIE
NAZYWAJ MNIE TAK!
-Lou..
proszę. Byliśmy przyjaciółmi- uniosłem brwi w górę. Dzisiaj
już tylko przyjaciółmi. Na jego usta wkradł się delikatny
uśmiech; przypomniał coś sobie.
-Czemu
Ci tak zależy?
-Jesteś
dla mnie ważny. Potrzebuję Cię.
Moje
serce zabiło szybciej.
-Nie
wiem...
-Loueh,
błagam. Weź Nathaniel'a i przyjedźcie.
-Kiedy
to jest?
-Dwudziestego
sierpnia- moje oczy rozszerzyły się do rozmiarów spodka.
Spojrzałam na Nathan'a. Przyglądał się nam z
zaciekawieniem.-Proszę?- dodał, widząc moją reakcję.
-Ja..
-Louis,
błagam!- zawołał, klękając przede mną.
-Po
co Ci tam ja?
-Bo
Cię ko..potrzebuję.- ugryzł się w język. Uniosłem jedną brew w
górę. Co. On. Chciał. Powiedzieć. ? -Prooooszę!
-Niech
Ci będzie.
Chłopak
uśmiechnął się szeroko. Ukazał swoje dołeczki, które tak
uwielbiałem. Odwróciłem glowę, żeby się na niego nie rzucić.
Przy Nathaniel'u.
-Dziękuję-
szepnął, kładąc mi dłoń na kolanie. Zacisnąłem zęby.
Usłyszałem
trzask drzwi. Wyszedł.
-Mogę
wiedzieć, gdzie idziesz?
-Chciałeś
chyba powiedzieć idzieMY, skarbie.- chłopak uniósł jedną brew w
górę.- Na ślub Harry'ego.
Nath
otworzył szeroko oczy w zdumieniu. Uśmiechnąłem się, po czym
wstałem i ucałowałem chłopaka w policzek.
-Będę
jego świadkiem- szepnąłem mu na ucho, po czym zaczęliśmy się
śmiać.
*
To
wszystko tak szybko minęło, że aż żałowałem zgodzenia się.
Teraz stoję sobie przed kościołem i palę, by uspokoić nerwy.
Dopiero teraz to do mnie dotarło. Harry się żeni.
-Cześć,
Lou.- usłyszałem szept przy uchu. Odwróciłem się i zobaczyłem
Liam'a. Rzuciłem mu się na szyję, mocno przytulając.- Od kiedy
palisz?
-Od
niedawna. W sumie, od kiedy Harry mnie odwiedził.
-Jak
się z tym czujesz?
-W
sumie.. Nawet nieźle.
-Biednyś...-usłyszałem
ponownie za plecami. Odwróciłem się napotykając dwójkę
pozostałych przyjaciół.- Cześć, Louis.
-Jezu,
jak dawno Was nie widziałem!
Zaśmialiśmy
się.
-Od
kiedy..
-Od
kiedy odwiedził mnie Harry.
-Oh.
No tak.
-Długo
to na szczęście nie potrwa. Tylko ślub i z głowy.
-Co?
A wesele?
-Zmywamy
się z Nath'em. W sumie mieliśmy przyjść na ślub, a nie na
zabawę, nie?- chłopaki spojrzeli po sobie- poza tym jutro
wylatujemy.
-Gdzie?!
-I
po co?!
-Do
Dusseldorfu. Znaleźli serce dla mnie. Czeka mnie operacja, której
mam zamiar nie przeżyć.- powiedziałem.- Auuu!- dodałem, czując,
jak dłoń Liam'a zderza się z moją głową.- Sorry. Ale i tak nie
planuję wrócić. Za dużo wspomnień.
-Będziemy
tęsknić- powiedzieli, a w oczach zebrały się nam łzy.
-Ja
też, chłopaki. Ja też- szepnąłem, po czym przytuliłem
przyjaciół. Poznanie Harry'ego było najgorszą rzeczą, jaka mogła
mnie spotkać. Ale niczego nie żałuję. On też mnie czegoś
nauczył. I dał chwilę szczęścia. Szkoda, że tylko chwilę.
Weszliśmy
do kościoła. Każdy z nas był lekko przybity. Zająłem swoje
miejsce, jako świadek i zaczekałem, aż cała ceremonia się
zacznie. Po chwili obok mnie pojawił się Harry, który podał mi
obrączki. Uśmiechnął się ciepło, choć w oczach był widoczny
smutek. Spojrzałem w kierunku wejścia. Nagle zrobiło mi się słabo,
ale jedyne, co zdążyłem zrobić, to spojrzeć na wystraszonego
Nathaniel'a.
*
-On
się ma do cholery obudzić!
-Nie
wiemy, czy serce się przyjmie..
-Gówno
mnie to obchodzi! Ma się obudzić.
Powoli
uchyliłem powieki i spojrzałem na Nathaniel'a siedzącego na
krzesełku obok i Harry'ego kłócącego się z lekarzem.
-Louis!-krzyknął
Nath rzucając mi się na szyję.- Kochanie, tak się martwiłem-
szepnął, całując moje spierzchnięte wargi. Uśmiechnąłem się.
Kątem oka spojrzałem na Harry'ego. Wciąż był w garniturze, czyli
na pewno nie był w domu.
-Lou?
Jak się czujesz?
-Przepraszam-
szepnąłem.
-Nie
przepraszaj!
-Zepsułem
Ci ślub.
-I
tak by nie doszedł do skutku- uśmiechnął się lekko.
-Co?-szepnąłem
ponownie.
-Twój
chłopak miał wstać przy tekście, czy ktoś jest przeciwny, a ja
miałem powiedzieć „nie”.
Otworzyłem
szeroko oczy i spojrzałem pytająco na Nathan'a.
-Kochasz
go. Nie mogłem pozwolić, by wziął ślub z kimś innym, niż Ty.
-Ale..
-To
było ustawione.- powiedział Harry.- Ja jej nie kocham. Zrozumiałem
to dopiero, gdy kazałeś mi się wynosić.
-Jesteś
ojcem jej dziecka.
-Głównie
dlatego był ślub. Ale to nie moje dziecko. Po pierwszym razie z
nią, wiedziałem, że nie umiem tak. Nie potrafię z dziewczyną. A
ona zaszła w ciążę z kolegą z pracy. Żadne z nas się nie
kochało. Ja wciąż kochałem Ciebie, a ona Chris'a.
-Nathan,
czy ty..
-NIE!
Ja Cię naprawdę kocham! A ustawka była tylko i wyłącznie ze
ślubem. Jesteś dla mnie cholernie ważny, nie myśl nigdy inaczej!
*
-Nienawidzę
Cię!- krzyknąłem.
-Ja
Ciebie bardziej.
Po raz
kolejny przez salon przebiegła salwa śmiechu.
-Jesteście
cholernie słodcy. Aż się rzygać chce.
-Dzięki,
Zi!- zaśmiałem się.
Harry
uśmiechnął się i do mnie podszedł.
-Kocham
Cię.- powiedział, obejmując mnie w pasie.
-A
nie nienawidzisz?
-Też.
Ale kocham bardziej.
-Kiedyś
się zgubisz.
-Niby
kiedy i w czym?
-Kiedyś.
I między wypieprzaj, a wróć.
-Kocham
Cię, wariacie.
-Nie
nazywaj mnie wariatem, wariacie. I ja Ciebie też.
Nasze
usta złączyły się, a wokoło było pełno wiwatów.
-Jesteście
idiotami- westchnął Zayn.
-Ale
Waszymi.
-Poza
tym.. Wy też
Kolejny
raz salon wypełnił nasz śmiech.
//L.
-----
Yup. nie najgorszy, co nie?
Mnie się nawet, nawet podoba.. :)