piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział VI

WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!!!
Chapter six
Another You, another Me, another now”
Głośna muzyka, zatłoczony klub, pełno kolorowych drinków, dużo znajomych, rodzina, mój chłopak. Dzisiaj, pierwszego lutego 2012 roku kończę osiemnaście lat. Wkraczam w dorosłość. *
Goście zebrani wokół stołu, na którym stał ogromny tort. Podszedłem niepewnie i jak na zawołanie zaczęli wszyscy śpiewać sto lat. Uśmiechnąłem się i stanąłem bliżej. Ktoś objął mnie w pasie i przycisnął wargi do mojego rozgrzanego policzka.
-Wszystkiego najlepszego, kochanie- szepnął, kładąc podbródek na moim ramieniu. Mój uśmiech poszerzył się i zdmuchnąłem osiemnaście świeczek. Rodzina i przyjaciele zaczęli bić brawo, a ja odwróciłem się i złapałem Lou za policzki. Objął mnie w pasie i przyciągnął bliżej siebie. Złączył nasze usta w długim i namiętnym pocałunku. Ludzie zaczęli wiwatować, lecz my widzieliśmy tylko siebie. Nie było tu reporterów ani fotografów;mogliśmy być sobą. Odsunąłem się od niego by zaczerpnąć tchu i odgarnąłem loki z twarzy.
-Kocham Cię- powiedział Louis, muskając moje usta.- Tak cholernie Cię kocham.
I znów uśmiech zagościł na mojej twarzy. Mam osiemnaście lat. I najcudowniejszego chłopaka pod słońcem. Czego można chcieć więcej?
*
Obudziły mnie promienie słońca wpadające do sypialni. Niewiele pamiętałem z poprzedniej nocy. Cóż.. Styles to potrafi się upić, nie? Hah. W pokoju było pełno piór, które wyleciały z pierzyny. Gdy spojrzałem na pościel, zamarłem, a po chwili zacząłem się śmiać. Rozerwaliśmy poduszkę. Schowałem twarz w nietkniętej poduszce, a po chwili ktoś wszedł do pokoju. Liam. Zrobiłem oczy wielkości spodków. Czy ja z nim..?
-Jezu, co tu się stało?!- zawołał zdziwiony. Uff. Na szczęście nie.
-Sam chciałbym wiedzieć...
-Tak, jakby rozerwałem poduszkę w nocy.- dobiegł mnie głos z końca pokoju. W drzwiach zauważyłem uśmiechniętego Lou z tacą w dłoniach. Ukazałem swoje dołeczki w policzkach i przeniosłem się do pozycji siedzącej. Liam opuścił sypialnię, za pewne nie chcąc przeszkadzać. Louis wspiął się na łóżko, a po chwili musnął moje usta.
-Mógłbym się tak codziennie budzić- mruknął. Westchnąłem, powoli przypominając sobie poprzednią noc.
-Ja też, Lou- szepnąłem- ja też.

Kilka dni później znowu się pokłóciliśmy. Tym razem o moje wyjścia z Liamem. Ciagle utrzymywałem z nim bliskie kontakty. Zbyt bliskie. Louisa to bolało. Ja natomiast wytknąłem mu spotkania z El, po czym obrażony spałem u Li. Znowu. Kłótnie w naszym związku zdarzały się zbyt często. Wraz z pojawieniem się dziewczyny, my się oddalaliśmy od siebie. To niesprawiedliwe. Nasza miłość została uznana za zakazaną; wypalała się.
Tej nocy już do domu nie wróciłem.

„Harry, gdzieś ty do cholery jest?!”
„Harry, przepraszam. Wróć do domu. Martwię się.”
„Kocham Cię, proszę wróć. Boję się. Nic Ci nie jest?”
I kilka innych nieodebranych wiadomości od Lou. Poczta głosowa była już chyba przesilona.

Do domu wróciłem dnia następnego, w okolicach godziny 13-14. Widok załamanego, zalanego łzami Lou był straszny. Nie chcę go w takim stanie oglądać. Byłem nadal na niego wściekły, ale martwiłem się. Nie chcę, by coś mu się przeze mnie stało. Przecież go kocham.
-Wróciłem- powiedziałem szorstko, mijając ukochanego i zamknąłem się w łazience.

Wyszedłem spod prysznica i owinięty ręcznikiem wszedłem do sypialni, zarzucając na siebie bokserki i koszulę. Nie fatygowałem się z zapięciem guzików i wsunąłem na nogi spodnie. Opuściłem pokój, kierując się do kuchni. Stał tam, z głową spuszczoną w dół i łzami cieknącymi po policzkach. Przechodząc obok, wyczułem DAMSKIE perfumy i odechciało mi się z nim nawet mieszkać. Nie miałem ochoty nawet go oglądać. Opuściłem szybko pomieszczenie i szybko skierowałem się do Li i wypłakałem mu się na ramieniu. Kto, jak kto, ale Liam to mój najlepszy przyjaciel. On mnie rozumie. On i tylko on. Zna moje największe sekrety. Tylko on i Lou. Choć już zaczynam żałować, że powierzyłem Tomlinsonowi jakikolwiek sekret.
*
Dzisiaj jest nasz piątek. Nasz wieczór. Jak w każdy pierwszy piątek miesiąca spotkaliśmy się na mieście z chłopakami i ich dziewczynami. Z starą ekipą z x-factora także. Dołączali do nas też często Jus z Sel, chłopaki z Union J, Ed, Ellie i kilku innych. To była nasza ogromna paczka. Nawet Demi i Taylor tu były. Wszystko byłoby pięknie, gdyby w knajpie, w której siedzieliśmy nie pojawiła się nieproszona osoba.
I wszystko zniknęło w mgnieniu oka.
- - - - - -

* W Wielkiej Brytanii w dorosłość wkracza się od 21 pierwszego roku życia. Ale musiałam zmienić, na potrzeby opowiadania.
Hej, miśki ;*
Zcznijmy od przyjemniejszych spraw.
Jak tam wakacje? Myślę, że udane, hm?
Moje nawet bardzo ^_^
Druga sprawa to to opowiadanie.
Od rozdziału IV akcja nam się rozręciła, bynajmniej dopiero teraz akcja dochodzi do sedna.
Wszystko zbliża się ku finałowi.
A teraz najmniej przyjemna, ale i najważniejsza sprawa.
Od października blog zostaje zawieszony AŻ DO PRZERWY ŚWIĄTECZNEJ.
Może czasem, jak nie będę miała dużo nauki wstawię jakiś imagin czy coś.
Ola też postara się dodawać co np. dwa tygodnie.
Co będzie dalej? Nie wiem.
Dowiemy się podczas świąt.
Udanej końcówki wakacji. c;
/Hi!

wtorek, 19 sierpnia 2014

Louis

TY: Louis co ci ?
On:..no..no ktos mi zabral telefon ;c
TY:Kto?
On:To on

-------------------------------------
Już niedługo zmiany

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział V + OGROMNE PRZEPROSINY!

Dla Jagody i Bianki.
Dziękuję za wszystko <3
Chapter five
Lost”
Gdy tylko w naszym życiu pojawiła się panna Calder, wszystko, dosłownie wszystko się zmieniło. Wszystko było inne. Nie było nas. Był Louis i był Harry. Był dla mnie wszystkim, w co wierzyłem. Niech będzie szczęśliwy. Najpiękniejszą rzeczą na świecie, jest dla mnie jego uśmiech. A jeśli to ona go wywołuje, niech  do niej idzie. Bo właśnie tego pragnę. By był szczęśliwy. Jeśli pragnie, niech odejdzie. Proszę, Louis, odejdź już. Nie chcę, żebyś widział, jak płaczę. Lecz gdy sporzysz w niebo, proszę pamiętaj. Że ja Cię kocham, na zawsze.

To był najgorszy okres w moim życiu. Każde kolejne obejrzane zdjęcie, wywoływało u mnie potok łez i czerwone ślady na nadgarstkach. Gdy Liam je zauważył, chciał mnie wysłać na terapię. Ale przekonałem go, że już więcej tego nie zrobię. Kłamstwo. Coraz częściej kłamałem, chcąc chronić bliskich. To dobre kłamstwo, prawda?
Gdy zobaczyłem zdjęcie, jak trzymają się za ręcę, poczułem się fatalnie. Wtedy odwołałem naszą randkę poraz pierwszy. Skłamałem, że się źle czuję. Każde kolejne odwołane spotkanie, było sponsorowane przez mój strach. Strach przed jutrem. Bo jutro miało być lepsze. Bo jutro zawsze jest lepsze, prawda? Jesteś strasznie naiwny, Styles.
Louis na pewno się już domyślał. On tylko udawał, że nic nie wie. Tak, jak ja udawałem, że wszystko jest dobrze. Choć wszyscy wiedzieliśmy, że nie jest.
Pewnego dnia Lou nie wytrzymał.
Nakrzyczał na mnie. Wystraszyłem się. Wytknął mi wszystkie odwołane randki. Załamałem się. Powiedział, że myślał, że go kocham. Prawie się zabiłem.
To była nasza pierwsza kłótnia. Przez którą omal nie odebrałem sobie życia. Jeszcze tego samego dnia, siedziałem na zimnych kafelkach w łazience z żyletka w dłoni. Już kilka czerwonych stróżek płynęło z moich dłoni. Już traciłem przytomność. Lecz wtedy drzwi łazienki otworzyły się, a w nich stanął Louis. Wystraszony. Akurat wtedy, kiedy planowałem umrzeć, zapomniałem zamknąć drzwi na klucz. Wystraszony? Co ja pieprzę? Jego wyraz twarzy był przerażony.. i wściekły. Szybko do mnie podbiegł i wyrwał żyletkę z dłoni. Nie krzyczał. Nic nie mówił. Żadne słowa nie padły z jego ust. Jedynym dźwiękiem w pomieszczeniu był mój ciężki oddech i odgłos targanej koszulki. Chwilę później na moim nadgarstku był opatrunek z bluzki Lou. Kilka sekund później szatyn wybierał numer na pogotowie, a w łazience zjawił się Liam. Gdy brunet tylko mnie zobaczył, upuścił kubek z herbatą i podbiegł do mnie, mocno przytulając.
-Harry, obiecałeś, że więcej tego nie zrobisz- sapnął. Poczułem, jak coś mokrego spada na moje ramię. Nie.. Doprowadziłem Liam'a do łez. Sam już też płakałem.
-Przepraszam, kochanie. Nie potrafiłem dłużej.
Louis patrzał się na nas z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Po chwili warknął i podniósł się z posadzki, wychodząc z łazienki. I wtedy dotarło to do mnie. Ja też go raniłem.
*
Kilka dni później znowu było, jak zaraz po poznaniu El. Byliśmy dla siebie, jak obcy. Ja na dobre odstawiłem żyletki, nie potrafiąc dłużej ranić Liama. Ostry metal zastąpił.. alkohol. Choć osiemnaście lat kończę dopiero za tydzień, to butelka wódki już była moją przyjaciółką. Wiem, że źle robiłem. Liam jednak święty też nie był; To on ze mną chodził do klubów. Zdawałem sobie sprawę z tego, że ranię Lou, ale niestety potrzebowałem kogoś, kto po prostu jest. A Louisa, jak nie było, tak nie ma. I być może już nie będzie.

Dwa dni później ponownie się pokłóciliśmy. Tym razem o to, że wróciłem do domu zalany w trupa już czwarty raz w tym tygodniu. Za pięć dni kończę osiemnaście lat. Przez te kilka dni jeszcze muszę chodzić do klubu z Li...lub porzucić picie. Hahahaha, dobre sobie. No brawo, Styles. Stałeś się alkoholikiem. Nie potrafiąc znieść widoku Louisa spałem u Liama. I poraz kolejny go zraniłem.

Choć to ja powinienem przeprosić, to zrobił to Lou następnego dnia. Było ciężko mi mu wybaczyć, lecz jeszcze ciężej tego nie robić. Kochałem tego głupka mimo wszystko. Lecz czułem się zagubiony. Nie mogłem z nim być i nie mogłem być bez niego. Byłem na straconej pozycji. Bo, jak to Shakespeare powiedział: „Być albo nie być. Oto jest pytanie.” Zaufać albo nie zaufać. Oto jest pytanie. Stracić czy pokochać... Odwieczny dylemat. Ale to, że dwójka ludzi się rozstanie, to nie znaczy, że przestała się kochać. Bo miłość oznacza walczyć, a nie poddać się, kiedy motylki znikną. Miłość nie jest na chwilę, na dzień lub dwa. Jest na całe życie. Nigdy nie przestaje się kochać swojej pierwszej miłości. Bo kochać to znaczy walczyć. A walczyć oznacza nie poddawać się. A nie poddawać się znaczy być. Więc Loueh bądź. Bądź i nie odchodź. Lub odejdź i bądź szczęśliwy. Tylko mi o tym powiedz najpierw.

Kolejne dwa dni dni później zadzwonił Simon, przepraszając nas i mówiąc, że Eleanor zaraz tu będzie. Cały się spiąłem i po usłyszeniu tej wiadomości wyszedłem z domu do klubu. Jestem stałym klientem, już nawet nie potrzebuję Liama. Poza tym, za dwa dni kończę osiemnaście lat.

Wróciłem do domu, grubo po północy. Być może było nawet przed trzecią, lub jeszcze później. Ledwo stałem na nogach. Odwiesiłem kurtkę, zdjąłem buty i.. zaliczyłem glebę, wywracając przy okazji szafkę. Przestraszyłem się, że może kogoś obudziłem, ale okazało się, że nikt nie spał.
-Jezu Chryste.- usłyszałem nad sobą jęk Li. Po chwili chłopak podniósł mnie i zaprowadził do salonu. Gdy Louis mnie zobaczył, wyglądał na uszczęśliwionego, jednak, gdy zobaczył mój stan, jego wyraz twarzy natychmiast zmienił się na wściekły. Podszedł do mnie i po prostu dał z liścia. W momencie wytrzeźwiałem. Zszokowany otworzyłem usta, a w oczach chłopaka zauważyłem strach i niedowierzanie.
-Harry, ja...
-N..nnie zbli..zbliżaj się ddo mn..mnie- zająknąłem się, cofając w tył. Chciał podejść, ale drogę skutecznie zagrodził mu Liam, który po chwili wziął mnie na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Zaczął mnie rozbierać, a ja czułem na sobie smutne spojrzenie Lou. Nie wierzę, że mnie uderzył. Łzy stanęły w moich oczach. Gdy już zostałem w samych bokserkach Liam spojrzał na mnie, czule gładząc po policzku.
-Okej?
Przytaknąłem. Chłopak odetchnął głęboko i złapał się za skroń. Już się odwrócił i chciał wychodzić, kiedy złapałem go za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie, łącząc nasze usta w pocałunku. Być może sprawił to alkohol lub czysta ciekawość. Ale chciałem spróbować. W momencie, gdy moje wargi dotknęły jego, zapomniałem o bożym świecie. Liam całował tak.. delikatnie. Położył dłonie na mojej talii, pogłębiając pocałunek. Jego język delikatnie pieścił moje podniebienie. Nagle jakby się ocknął z transu, odsunął się ode mnie. Moje oczy rozszerzyły się.
-Liam, ja..
-Nieważne.
Odwrócił się i skierował do drzwi, a ja zauważyłem tam nadal stojącego, nonszalancko opartego o framugę Tomlinsona. Przełknąłem ślinę i spojrzałem w kierunku opuszczającego pokój Li.
-Wrócisz?
Odwrócił się, a na jego ustach zagościł nieśmiały uśmiech.
-Jeśli tego chcesz..
-Oczywiście!
-Więc tak, wrócę.
Wyszedł z pokoju, a ja zostałem tam z Lou i wyrzutami sumienia. Ach. Zapomniałem, że mnie uderzył.
-Przepraszam- powiedział, wychodząc z sypialni
-To ja powinienem przeprosić- szepnąłem, wchodząc pod ciepłą pierzynę.
Hi!
-----
Cholerny komputer, akurat kiedy miałam zamiar wstawić rozdział musiał się pieprzony zepsuć -_-
Uhhhhhhhh!
PRZEPRASZAM, może dodam coś z nad morza

wtorek, 5 sierpnia 2014

Dobry?

Dobry?Może na początek przeproszę za moją nieobecność. Tak się składa, że mam wszystkie materiały na laptopie, a ładowarka do niego nie działa. Niestety laptop padł...
A teraz przejdę do sedna sprawy.
Wraz z Domi i Olą zastanawiałyśmy się czy kontynuować bloga. No bo szczerze... Jest sens?
Nie wliczając Bianki, proszę każdego o zostawienie choćby głupiej kropki w komentarzu, żebyśmy wiedziały, że mamy to kontynuować.
Ode mnie liczcie na rozdział dopiero we wrześniu lub na końcu sierpnia. Wcześniej nie dam rady.
Ola wstawi jak wróci ze wsi, a Domi... Jak ktoś jej wreszcie skomentuje :)
No cóż, także do przeczytania.

niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział IV

Dobry?
Dzisiaj wyjątkowo na początku i na wstępie chciałabym bardzo przeprosić za długi okres bez rozdziału ;c
Najzwyczajniej w świecie zapomniałam. Po powrocie do Polski nie miałam w ogóle głowy do bloga, dlatego też trochę wszystko olałam, mimo, że rozdział miałam napisany.
Obiecuję, że postaram się wstawiać jak najwięcej póki jeszcze jestem w domu, bo za dwa tygodnie znowu jadę, tyle, że nad morze. A potem, jak wiecie blog zostaje zawieszony na rok szkolny, wracamy na święta, potem na ferie i chyba dopiero na wakacje, bo egzaminy ;/
No i tym wszystkim wracamy do punktu wyjścia, koniec wakacji jest nieubłagany, a pomysłów brak.
Nie chcę zawieszać tego bloga i podejrzewam, że jak tylko któraś z nas znajdzie odrobinę czasu to coś wstawi. Zawsze możecie liczyć na horoskopy od Oli :)
Wiem, wiem.. Przynudzam.
Chcę Was tylko uprzedzić, że choć opowiadanie jest na samym początku, to koniec [bloga] jest bliski.
Rok szkolny za dwadzieścia osiem dni. To się nie może udać.
Rozdział jak zwykle do dupy ;/ :)
Enjoy, x
------------------------
Chapter four
Trust is the basis of”
-CO?!- głośny krzyk, wydobywający się z ust Louisa, przerwał panującą w pomieszczeniu ciszę. Rozejrzałem się. Chłopcy mieli zaciśnięte szczęki, Lou siedział z bezradnie schowaną głową w dłoniach. Był wściekły, widziałem to.- Nie zrobię tego- powiedział niemal szeptem.
Prychnąłem.
-Zrobisz. Musisz.
-Nic nie muszę.
-Louis, musisz- powiedział smutno Simon. Cowell spojrzał na mnie. On wiedział. Nie jest taki głupi.
-Nie zdradzę Harry'ego.
Przyznał się. On.. Właśnie to powiedział. Chłopcy spojrzeli na mnie przerażeni. Ja tępo patrzałem na Simona. Dam sobie rękę uciąć, że na jego ustach zagościł chwilowy uśmiech.
Kątem oka dostrzegłem, że Calder przygląda nam się z fascynacją. Nie jest obrzydzona. Wręcz przeciwnie, wygląda, jakby chciała nam pomóc. Pozory mylą, Styles.
-Nie macie prawa nam rozkazywać!- warknął Liam, porywając się z kanapy i kierując w stronę dwóch największych dupków. Złapałem go za nadgarstek. Louis to było zdziwienie, ale Liam? SZOK!
-Liaś, złotko, mamy i lewo.- Sylwetka mojego przyjaciela spięła się bardziej. Pociągnąłem go na kanapę, przyciągając do siebie.
-Spokojnie, kochanie. Ułoży się. Uważają nas za nic nie warte marionetki.- Liam westchnął smutno- To oni pociągają za sznurki.
-Ale już nie długo- dodałem szeptem. Przycisnąłem usta do policzka Liama, zostawiając tam mokrego całusa.-Damy radę. Jesteśmy przecież silni.
Louis patrzał na nas smutny, z żalem, zły.. Nie wiem. Tak wiele emocji przelatywało przez jego twarz.
-Przepraszam- powiedział pociągając nosem. Pokręciłem przecząco głową i odwróciłem wzrok. Już nic nie będzie takie samo.
-Ponoć mieliście coś do załatwienia?!-warknął Malik.
-Chcielibyśmy porozmawiać z Simonem- dołączył Horan.
-Więc, że tak to kulturalnie powiem: WYPIEPRZAĆ MI STĄD!- dodałem, uśmiechając się wrednie pod nosem. Richard patrzył na nas z gniewem i wzrokiem typu „jeszcze się policzymy, gówniarze” i wyszli.
Mężczyzna siedzący za biurkiem odchrząknął, a my wszyscy, jak jeden mąż spojrzeliśmy na niego.
Uśmiechnął się przepraszająco.
-Ja naprawdę nic nie wiedziałem.
*
Siedzieliśmy i patrzeliśmy na Simona. On nie wiedział. Był skruszony. Nie chciał. Eleanor siedziała obok Cowella i patrzyła na nas ze skruchą. Tak, jakby i ona nie chciała brać w tym udziału.
-Nie mogę tego zrobić Hazzie. Za bardzo go kocham.
Coś mnie ścisnęło za serce, a brzuch zawiązał się w supeł. To tak bolało. Pod moimi zaciśniętymi powiekami gromadziły się łzy. Łzy, których już nie mogłem dłużej zatrzymywać. Eleanor miała zostać dziewczyną mojego chłopaka. Jakkolwiek irracjonalnie to brzmi.
-Louis, nie masz wyjścia. Oni i tak dopną swego.
-Ale.. On jest dla mnie całym światem. Nie mogę patrzeć, jak cierpi.
Westchnąłem cicho, zwracając na siebie uwagę Liama i Zayna.
-Będzie dobrze- szepnął Payne, przyciskając wargi do mojego rozpalonego policzka- Zawsze jest- dla dodatkowej otuchy, złapał moją dłoń, splatając nasze palce. Położyłem głowę na jego ramieniu, czując na sobie, nas, wzrok Lou. Wiedziałem, że będzie smutny, gdy zobaczy mój bliski kontakt z Li, ale ja w tym momencie potrzebowałem kogoś, kto po prostu będzie. I tą osobą w tym momencie nie mógł być Lou. Niestety.
-Louis.. Musisz.
-Zgoda...-zabolało.
I to był punkt kulminacyjny. Wstałem, puszczając dłoń Liam'a i ruszyłem do drzwi, czując na sobie spojrzenie wszystkich.
-To dotyczy Lou, nie mnie. Cześć- rzuciłem i wybiegłem z gabinetu, czując łzy na policzkach. Słyszałem, jak mój chłopak mnie woła, ale kompletnie go zignorowałem i wyszedłem z budynku, naciągając na głowę kaptur. Nie. To nie był mój chłopak. Już nie.
*
Weszliśmy do domu, gęsiego. Liam cały czas trzymał moją dłoń, jakby chcąc mnie pocieszyć. Nie puścił jej nawet, kiedy Lou chciał do mnie podejść, przytulić, pocałować... Ale ja uniknąłem jego dotyku. Nie chciałem.. Nie potrafiłem pozwolić mu się dotknąć. Nasza miłość się wypalała, a ja nie mogłem nic na to poradzić. Schowałem się za Liamem, dając brunetowi jasno do zrozumienia, że nie mam ochoty rozmawiać z Louis'em. Jego zgoda była dla mnie ciosem w serce. Nóż wbity w sam środek.
-Harry..-jęknął Louis, podchodząc.
-N..nnie.- pokręciłem przecząco głową, chowając się bardziej za Li.- Daj m..mmi spo..spokój, Lou..Louis.
Styles, nawet się nie umiesz wypowiedzieć. Jesteś beznadziejny.

Siedziałem w sypialni i patrzyłem w sufit. Nagle ktoś zapukał do drzwi, a ja zwlokłem się z łóżka i otworzyłem Liamowi. Wszedł do pokoju i postawił mi herbatę na stoliku.
-Jak tam?
Wzruszyłem ramionami. Co miałem mu powiedzieć?
-HARRY! Zrozum wreszcie, że nie miałem wyjścia! Przepraszam.
-Louis, ja chcę być tylko sam!- odezwałem się do niego pierwszy raz, od wtedy, od tych jąknięć w salonie.
-Będziesz mnie teraz unikał?- zapytał szeptem, z bólem w oczach i cierpieniem na twarzy.
-Louis, muszę to wszystko przemyśle..- nie dane mi było dokończyć, bo miękkie wargi naparły na moje. Walczyłem z początku, lecz po chwili się poddałem. Szatyn delikatnie muskał moje wargi, a ja czułem łzy zbierające się w oczach. Po chwili jedna wypłynęła na powierzchnię.
-Nie płacz, skarbie. Ona nas nie poróżni, obiecuję Ci to. -Skinąłem głową, pozwalając Lou otrzeć łzę z mojego policzka.

Gdybym tylko wiedział, że kłamiesz..
Hi! :c