piątek, 19 września 2014

Hi?

Dawno mnie tu nie było. Przepraszam, że dawno, bardzo dawno nic nie wstawiałam ale miałam problemy z laptopem :/ Nareszcie, dzięki Domi (Jesteś kochana skarbie :*) odzyskałam materiały do TWT. Teraz zastanawia się czy nadal wstawiać Wam rozdziały. Opowiadanie nadal będę pisać nawet gdybym miało to być tylko dla mnie, a więc to wyłącznie od Was zależy czy będę je nadal wstawiać. Może takie małe przypomnienie co jest w tym opowiadaniu? Jak chcecie to piszcie w komentarzach to napisze Wam posta z przypomnieniem co tam się działo. Gdybym kontynuowała te opowiadanie i tak fabuła i te rozdziały co jak na razie wstawione będą trochę zmienione a zwłaszcza pierwszy. Na blogu jak na razie nic nie znajdziecie związanego z TWT ponieważ wszystkim wstawionym materiałom przywróciłam wersje roboczą.
Bardzo proszę piszcie w komentarzach czy mam znowu to wstawiać czy nie bo to jest dla mnie bardzo ważne.
Z góry dziękuje :*

Malwina
PS: przepraszam że ta wypowiedz jest taka dziwna pokręcona, ale od początku tygodnia cały czas się mylę i moje wypowiedzi jeszcze bardziej nie mają sensu niż zwykle XD 

sobota, 13 września 2014

Rozdział VII

Z dedykacją dla Adasia :*
Enjoy!
----------
Chapter seven
And Can Be...?”
Louis musiał wyjść z Eleanor. Nie miałem mu tego za złe. Szkoda tylko, że to był nasz wieczór. W każdy pierwszy piątek miesiąca, spotykaliśmy się całą paczką, wraz z dziewczynami, gdzieś na mieście. To były czasy, kiedy mogliśmy być sobą, kiedy mogliśmy wraz z przyjaciółmi się bawić. „Dziewczyna” Louisa postanowiła spieprzyć nam wieczór i wziąć swojego „chłopaka” na miasto. Simon doskonale wiedział, że w ten dzień się spotykamy, bo sam miał przyjść i rzeczywiście przyszedł. Jednak był zdziwiony nieobecnością Lou.
-Gdzie on się podział?- powiedział wtedy.
A my wszyscy, jak jeden mąż odpowiedzieliśmy: ELEANOR.
Więcej tego wieczoru Simon nic nie powiedział na temat Louisa. A ja miałem cały czas, by to wszystko przemyśleć. I nie podjąłem błędnej decyzji.

Gdy Lou wrócił do domu, było po dwudziestej drugiej. Zasmuciłem się, jak długo go nie było. Ponad pięć godzin. Podszedłem bliżej i zaskoczony zauważyłem, że na policzku ma odciśnięty ślad ust, a DAMSKIMI perfumami było czuć od niego na kilometr. Nie myślałem wtedy racjonalnie. Moje usta mówiły, bez skonsultowania tego z mózgiem.
-Louis, ja myślę, że powinniśmy zrobić sobie przerwę- powiedziałem na jednym wydechu. To działo się tak szybko, że nawet nie zarejestrowałem, kiedy zszokowany moimi słowami Lou upuszcza płaszcz. Nie przemyślałem wszystkich za i przeciw. Jednak było dobrze. Dobrze postanowiłem. Chyba.
-Nie..- szepnął. Olał zupełnie leżący na ziemi płaszcz i podszedł do mnie, mocno przyciskając do ściany. Zmiażdżył moje usta w pocałunku, a ja choćbym nie wiadomo, jak chciał, nie potrafiłem nie oddać pocałunku. Wszystko zdarzyło się w ułamku sekundy.
*
I poraz kolejny obudziłem się szczęśliwy. Po długiej nocy, nastał szczęśliwy poranek. I właśnie wtedy uświadomiłem sobie, co jest za dzień. Czternasty luty. Walentynki. Louis miał zabrać mnie do hotelu, mieliśmy zjeść razem kolację.. Mieliśmy zrobić tak wiele rzeczy, jednak wiedziałem, że El nam to przerwie. Jakież było moje zdziwienie, kiedy o siedemnastej Lou zabrał mnie we wcześniej wymienione miejsce. I wszystko działo się tak powoli, romantycznie. Było pięknie. Pełnia księżyca akurat wypadła. Pięknie. Tak pięknie od dawna nie było. To była najwspanialsza noc w moim życiu, nie licząc oczywiście tej pierwszej z nim spędzonej.

Poranek jednak nastał zbyt szybko i zbyt szybko musieliśmy się przywitać z rzeczywistością. Dzień, który był wspaniały, skończył się, zanim zdążyłem się nim nacieszyć. Musieliśmy opuścić hotel i udawać, że nic nas nie łączy. Nic prócz pięknej przyjaźni. Na piętnasty luty został jednak zaplanowany wywiad. I to trochę skomplikowało sprawę. Tego dnia poznałem Nicka Grimshawa. Zdeklarowanego geja i mega przystojnego faceta. Był on prezenterem BBC1 i właśnie on miał prowadzić z nami wywiad. I już wtedy zaważył na całym moim życiu, co z pewnością nie uszło uwadze Louisa.

Oczywiście, nie mogliśmy z Lou usiąść obok siebie. Dlatego bez namysłu usadowiłem się obok Liama. Pocieszająco ścisnął moją dłoń, a ja uśmiechnąłem się smutno. Dobrze, że chociaż jego mam. Zapaliła się czerwona lampka, więc weszliśmy na antenę.
Nick: Witam, witam! Oto kolejny dzień z Nickiem Grimshawem! Dzisiaj w studio goszczę słynny boyband ONE DIRECTION!
Mężczyzna nacisnął jakiś guzik i rozbrzmiała „publiczność”
Wszyscy: Cześć!
Nick: Więc. Może zaczniemy od Waszej trasy koncertowej. Kiedy wyruszacie i jakie kraje się na niej znajdą?
Lou: Cóż, trasa zaczyna się dwudziestego dziewiątego kwietnia. Na pewno zaczynamy od Paryża- powiedział i spojrzał na mnie z uśmiechem. Paryż. Miasto miłości.
H: Tak.. Na pewno odwiedzimy też Danię, Niemcy i Hiszpanię.
Nick: To wspaniale! Czy wasze dziewczyny jadą z Wami?
Z: Perrie nie może, ponieważ sama ma trasę.
Li: To samo z Dani.
Lou: Nie zabieram Eleanor. Nie chcę, żeby tyle na mnie czekała, to bez sensu. Poza tym, z tego, co wiem, ma zaplanowany wyjazd z rodziną.
Nick: Och, rozumiem. Mam jeszcze pytanie do Ciebie i Harry'ego.- przymknąłem powieki. Tylko nie to.- Dwa słowa: Larry Stylinson.
Lou: On...
H: Nie jest prawdziwy. Jesteśmy po prostu dobrymi przyjaciółmi- szepnąłem łamiącym się głosem.
Nick: Och, rozumiem. A powiedzcie mi, jak..- wyłączyłem się. Kolory z mojej twarzy odpłynęły, było mi słabo.-Harry, wszystko w porządku?
Pokręciłem jedynie przecząco głową, ponieważ nie byłem w stanie nic powiedzieć.
Lou: WODY! DAJCIE MU WODY DO CHOLERY!- warknął mój chłopak- kochanie?
Nie mam pojęcia, jak znalazł się przy mnie. Jedynie pamiętam, jak osuwałem się w jego ramiona.
*
-A może byśmy pojechali na tydzień do Grecji?
-Loueh, Richard i Harry nas zabiją.
-Nie obchodzi mnie ich pieprzone zdanie. Potrzebujesz odpoczynku.
-Lou, w szpitalu powiedzieli, że to tylko przemęczenie. Spokojnie.
-Ja i tak wiem swoje- mruknął, a ja odpuściłem. Leżałem na łóżku i patrzyłem, jak chłopak zapina walizkę z naszymi rzeczami. Nie przemówię mu do rozsądku. Z westchnięciem opuściłem sypialnię i skierowałem się do pokoju Li. Chłopak uśmiechnął się ze współczuciem, a po chwili zaczęliśmy się śmiać.

Po powrocie z Aten spędziliśmy razem z chłopakami cały dzień. Z uśmiechami, zasneliśmy, czując, jak to wszystko, to całe nieszczęście odchodzi w zapomnienie.
Niestety tylko na chwilę.

/Hi!
~*~
Leże, a raczej powinnam leżeć, chora.
Siedzi u mnie Malwina, jest po 21, a ona ciągle tu jest.. O,o
No tak. Zostaje na noc...
WTF?! Halo! Ja jestem chora?