niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział I

Chapter One
Beautiful illusion”
Kiedy poszedłem do x-factora, wszystko się zmieniło. Już nie byłem tym samym Harrym. Byłem rozchwytywaną gwiazdą muzyki pop, wraz z czterema przyjaciółmi. Nie chciałem tego. Dostałem się, jako jedna piąta One Direction. Poznałem kilka osób, w tym jego; zakochałem się. Niestety Podpisanie umowy z MODEST!Management było najgorszą decyzją w moim życiu. Wtedy nas rozdzielono. I chcąc, czy nie chcąc i tak się rozstaliśmy. Przez jedną głupią decyzję, straciłem najważniejszą osobę w moim życiu. Co z tego, że ją potem odzyskałem, skoro kilka dni później miałem stracić ją na zawsze.

Nigdy nie spodziewałem się, że moją ukochaną osobę spotkam właśnie w kiblu. Za kulisami x-factora. Zakochałem się. To było magiczne, niewątpliwie. Pokochałem kogoś bardziej, niż muzykę. Od 23. 07. 2010 roku to Louis był moim powietrzem.

Chciałbym przedstawić mój świat, a raczej świat z mojej perspektywy. Zacisza domu, rozstania, a także powroty i niewiarygodne przeżycia..

Nazywam się Harry Edward Styles i kocham go całym sercem.
Hi!

---
Krótko, ale na temat.
Jak wakacje? Pogoda dopisuje? Bo u nas pada ;/
Wyjeżdżacie gdzieć?
Udanych wakacji ode mnie i Oli :))))))

czwartek, 26 czerwca 2014

Liam

Oh. God.
Christina Perri - Human (COVER)
------------------
Weszłam roześmiana do domu. Moja przyjaciółka opowiadała mi właśnie, co Niall i Louis robili w drodze powrotnej do domu. Jak zwykle Ci idioci musieli się wydurniać i gadać dziwne teksty.
-Nie żartuj, że on na serio tak powiedział!
-Mówię poważnie. Louis powiedział, że Niall...
-Nie wierzę! Co za idiota! Hahahah
-No nie?
-Ale na serio?
-No serio, serio. Louis powiedział..
-Ale chyba lubi od niego.
-To, to z pewnością.
-Dobra, ja kończę. Weszłam do domu, muszę jeszcze wyjaśnić coś sobie z Liamem.
-Okej, pa!
-Do zobaczenia na zakończeniu.
-Nie będzie Cię jutro?
-Niee.. Nie chce mi się przyjść.
-No dobraaa...Pa
Rozłączyłam się i wrzuciłam telefon do kieszeni kurtki. Zdjęłam buty i boso przeszłam do salonu, gdzie siedział Liam.
Jak zwykle gapił się w telewizor i pił piwo.
Pewnie nawet nie miał zamiaru mnie słuchać.
-Liam. Liam, możesz ze mną porozmawiać?! I PRZESTAĆ NA CHWILĘ CHLAĆ TO CHOLERNE PIWO?!
-Czego?
No pięknie. Jeszcze się nawalił.
-Nie.. Ja mam dość, Liam.
Rzuciłam w niego bluzką, chowaną za plecami i wyszłam z salonu. Poszłąm do naszej sypialni, zamykając się na klucz. Wyjęłam swoją walizkę, jednocześnie wykręcając numer do Lou.
-Przyjedź, proszę-zaszlochałam i cisnęłam telefon na łóżko. Do torby wrzucałam wszystkie swoje rzeczy. Poszłam do łazienki spakować kosmetyki. Wzięłam słuchawki i odtwarzacz MP4. Napisałam na kartce kilka słów i opuściłam pomieszczenie.
-Co robisz?
-Wyprowadzam się. To koniec, Liam. Ja mam dość.

I can take so much
Until I’ve had enough

Rzuciłam kartkę w Liama i wyszłam z mieszkania. Łzy spływały po moich policzkach. Wsiadłam do samochodu Louisa.
-[t.i]...
-Mogę wytrzymać naprawdę dużo, Louis. Póki będę miała dość. Ale jestem tylko człowiekiem. I krwawię, gdy się przewrócę.
*
Mieszkałam u Tomlinsona. Zżyliśmy się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe. Pocieszał mnie, zabierał do kina, na kręgle, na lody... Poprawił mi humor. Niestety kiedy, powróciłam do normalnego życia, Liam wypuścił do internetu piosenkę, która szybko stała się hitem.

I can hold my breath
I can bite my tongue
I can stay awake for days 
If that’s what you want
Be your number one
I can fake a smile
I can force a laugh
I can dance and play the part 
If that’s what you ask
Give you all I am

I can do it (x3)

But I’m only human
And I bleed when I fall down
I’m only human
And I crash and I break down
Your words in my head, knives in my heart
You build me up and then I fall apart
'Cause I’m only human...

I can turn it on
Be a good machine
I can hold the weight of worlds
If that’s what you need
Be your everything

I can do it (x2)
I’ll get through it

But I’m only human
And I bleed when I fall down
I’m only human
And I crash and I break down
Your words in my head, knives in my heart
You build me up and then I fall apart
'Cause I’m only human...

I’m only human (x2)
Just a little human


I can take so much
Until I’ve had enough

-I'm only human...-szepnęłam. 
Moje słowa. 
I can take so much. Until I've had enough.
Wypisałam mu je na kartce, gdy wychodziłam z naszego mieszkania.

‘Cause I’m only human
And I bleed when I fall down
I’m only human
And I crash and I break down
Your words in my head, knives in my heart
You build me up and then I fall apart
‘Cause I’m only human...

Piosenka dobiegła końca.
Liam odsunął się od pianina i spojrzał w kamerkę.
-Kocham Cię [t.i] i nigdy nie przestanę. Zmieniłem się. Piosenka była dla Ciebie.
Zakryłam usta dłonią. Po moich policzkach spływały łzy. Łzy szczęścia. Zmienił się, wiem to.
Postanowił pokazać swój talent światu. Wreszcie.
-Louis!- krzyknęłam. Chłopak pojawił się w pokoju. Uśmiechnęłam się do niego.
*
Wbiegłam po schodach na górę i odkluczyłam drzwi. Wpadłam do mieszkania, jak oszalała. Liam siedział na kanapie i przeglądał album ze zdjęciami. Zakradłam się i zakryłam mu oczy dłońmi.
-Słyszałem Cię. -zaśmiał się- Wpadłaś tu jak oparzona. 
Zaczęłam się śmiać. Obeszłam kanapę i usiadłam chłopakowi na kolanach.
-Liam, ja potrafię wytrzymać naprawdę dużo. Póki będę miała dość. Ale jestem tylko człowiekiem. Tylko małym człowiekiem.
-Wiem to. Kocham Cię- szepnął chłopak i złożył czuły pocałunek na moich ustach.
-Też Cię kocham. Nie kłóćmy się więcej.
-Nie rozstawajmy się więcej.
Uśmiech sam wpełzł na moje usta. 
Wtuliłam się w chłopaka, kładąc mu głowę na klatce piersiowej. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w uderzenia serca, które bije tylko dla mnie.
Hi!

poniedziałek, 23 czerwca 2014

TWT Rozdział III






-Ile razy mam Ci jeszcze powtarzać że masz nie stawać na tej nodze?- spytała Vani- Ja to czuje. Jak tak dalej pójdzie to oni ci tego nie ściągną tylko wsadzą Cię jeszcze w gips.
-Spokojnie dam sobie rade, nic takiego się nie stanie.
Staliśmy całą klasą pod salą, której mieliśmy mieć właśnie matematykę. Oczywiście chłopaki jak zwykle się wygłupiali.
-Oni zachowują się jak dzieci.
-Właśnie obraziłaś dzieci.
-Przepraszam dzieci.
Nagle podszedł do nas jeden z chłopaków i zaczął nas denerwować jak zwykle. Vani zabrała mi jedną z kuli i próbowała go uderzyć, ale jej to nie wyszło. Po chwili nie wiem jakim cudem ale obie znalazły się u chłopaków. Zaczęłam ich obserwować jak się wydurniają i śmiać z nich. Zobaczyłam jak Josh udaje że coś mu się stało w nogę.
-On chodzi z tym lepiej ode mnie.- powiedziałam do przyjaciółek śmiejąc się.
-I na dodatek ma jeszcze plecak założony.
-Może ma już doświadczenie.
Spojrzałam znowu w stronę chłopaków. Przedmioty nie wiem kiedy znalazły się u Harry’ego, a zaraz potem znowu u Devine. W tym momencie zawołała nas nauczycielka i powiedziała, że mamy lekcje w innej sali. Chłopak nie oddał mi kuki żebym mogła się nimi „wspomóc” tylko sam na nich skakał. Mi to nawet pasowało bo wolałam chodzić bez nich ale nie miałam wyboru bo „inteligentne” osoby by powiedziały że symuluje. Doszliśmy do sali a ja podeszłam do ławki chłopaka odzyskać swoją własność.
-Po co Ci to?-spytał
-Nie wiem.
Usiadłam do ławki. Lekcja minęła dość szybko ale nie obeszło się bez podpowiadania. Na szczęści to była już ostatnia godzina. Miałam już wolne. Wróciłam do domu i położyłam się na łóżku. Miałam chwile dla siebie. Włączyłam laptop i zaczęłam oglądać ulubiony serial. Nagle usłyszałam dzwonek telefony.
-Straszysz!-powiedziałam na powitanie Vani.
-Będziesz jutro?
-Nie bo mam kontrole. Mam nadzieje, że wreszcie mi to zdejmą z nogi.
-Ja też do w piątek idziemy do kina z naszą kochaną klasą.
-Może być ciekawie. To już za dwa dni.
Rozmawiałyśmy tak chyba ponad godzinę. Gdy się rozłączyłyśmy poszłam się umyć i ubrana już w piżamę położyłam się do łózka. Sama nie wiem kiedy usnęłam. Obudziłam się gwałtownie. To tylko sen. Nie  pamiętałam już dokładnie co mi się śniło ale wiedziałam że coś okropnego. Spojrzałam na zegarek była dopiero 2:30. Puściłam muzykę najciszej jak się da i ponownie zasnęłam. 


*


Po kilku godzinach czekania wreszcie weszłam do gabinetu lekarskiego. Usiadłam na krześle i poczekałam aż lekarka zbada mi nogę. Kobieta podeszła do mnie i przykucnęła przede mną.
-Przykro mi ale połamała pani szynę i będziemy musieli założyć pani jeszcze gips na dwa tygodnie.- powiedziała lekarka.
-Tylko nie to. Głupia noga. –jęknęłam cicho pod nosem.
Nie miałam nic do gadania bo nie warto było kłócić się z lekarką. Tylko pogorszyłabym swoją sytuację. Poczekałam, aż założą mi gips i wyszłam z gabinetu lekarskiego. Wsiadłam do samochodu i wybrałam numer do Vani. Nie odebrała a więc spróbowałam jeszcze kilka razy po czym zadzwoniłam do Alex. Ona również nie odebrała. Pewnie mają jeszcze lekcje. Pomyślałam spoglądając na zegarek. Po dłuższej chwili poczułam wibracje telefonu w ręce. Szybko go odebrałam i usłyszałam głos przyjaciółki:
-Nie mogłam odebrać bo mieliśmy akurat lekcję z wychowawczynią. No i jak tam.
-Szkoda słów. Połamałam szynę i mam teraz jeszcze dwa tygodnie gipsu.
-A nie mówiłam?!
-No dobra miałaś rację. Co z jutrzejszym kinem?
-Nie wiem. Idioto zamknij się bo nic nie słyszę.- Krzyknęła pewnie do któregoś chłopaka z naszej klasy.
-Powiedz mu, że jak się nie uspokoi to przy najbliższym spotkaniu kopne go tym gipsem.
-Okej.- Powiedziała przekazując moje słowa.
-Co z nią?- Usłyszałam zatroskany głos Liama.
-Dobrze tylko nie wie co z jutrem.
-Daj mi ją.
-No okej.- powiedziała oddając telefon chłopakowi a ja usłyszałam wyraźniej głos chłopaka.
-Dzień dobra pani Ross.
-Dzień dobry panie przewodniczący.- odpowiedziałam chichocąc. – Co z jutrem?
Chłopak wytłumaczył mi co mam zrobić i oddał telefon mojej przyjaciółce. Rozmawiałyśmy do końca przerwy. Rozłączając się dziewczyna obiecała, że potem jeszcze zadzwoni i dotrzymała tej obietnicy.

Rose
-------------------------------------------
Przepraszam, że wstawiam to dopiero teraz no ale trudno...
Mam nadzieje że przynajmniej wam się spodoba chociaż jest nuuuuuuudne....
<3

piątek, 13 czerwca 2014

You Are Everything To Me ~prolog~

Prologue
Impossible”
„Przełknąłem gulę, rosnącą w moim gardle. Nie, to niemożliwe. To nie możesz być Ty.. Nie mogłeś do mnie zadzwonić. Przecież obiecałeś.

Jednak rzeczywistość jest całkiem inna.”

TWT Rozdział II







Obudziłam się pozytywnie zaskoczona. Myślałam że gorzej będzie się spało z szyną na nodze. I znowu muczę się z tym męczyć. Ogarnęłam się z pomocą mamy,  która specjalnie z mojego powodu wzięła wolne. Do szkoły zawiózł mnie tata bo po powrocie z podróży miał tydzień wolnego. Nie umiałam za dobrze chodzić o kulach więc z trudem weszłam po schodach do budynku szkoły. Na dole czekały już na mnie dziewczyny. Zostawiłam niepotrzebne rzeczy w szafce i poszłyśmy na lekcje.


-A nie mówiłam, że masz jechać do tego szpitala? Daj mi to bo się jeszcze zabijesz.- Powiedziała Vani zabierając mi torbę z książkami.


-No dobra, miałaś racje. Oddaj mi torbę.- wyciągnęłam rękę po swoją własność.- Nie zabije się.


-Nie ma mowy. Skręciłaś kostkę idąc w płaskich butach po prostej drodze!


Pokazałam przyjaciółce język i poszłyśmy na lekcje. Wszystkie zajęcia minęły dość szybko. Wreszcie nadeszła ostatnia, ulubiona naszej kochanej klasy lekcja wychowawcza, na której mieliśmy losować komu kupujemy prezent na wigilijkę klasową. Do każdej osoby podchodził nasz „pan przewodniczący” i mieliśmy losować. Włożyłam rękę do woreczka i wyciągnęłam jedną z karteczek. Szybko ją rozwinęłam i sprawdziłam kogo wylosowałam. Na kartce było napisane „Harry Styles”. Załamałam się, ale i zaczęłam z tego śmiać. Zawołałam Vani siedzącą w ławce obok i dyskretnie wręczyłam jej kartkę. Rozwinęła ją, spojrzała się na mnie i zaczęła śmiać. Wiedziała, że kiedyś rozmawiałam z nim i z Alex prawie codziennie na skypt. Podczas jednej rozmowy nawet zaczął mnie oskarżać o zdradę i mówić że mam mu płacić alimenty. Zaczęłam się wtedy z nim o to kłócić i nawet wyznawałam mu miłość. Niedługo później nie wiem jakim cudem wyszło na to, że jestem jego żoną i właśnie dlatego mam mu płacić alimenty. Potem pokłóciłam się dość poważnie z Alex i już nie rozmawialiśmy ze sobą. Niestety Li powiedział, że będziemy losować jeszcze raz ponieważ i tak każdy wie kto kogo wylosował. Zasmuciłam się lekko z tego powodu ale i jednocześnie byłam ciekawa kogo jutro znowu wylosuje. Wróciłam do domu zmęczona. Odrobiłam szybko lekcje i włączyłam coś do oglądania. Położyłam się na łóżku i po chwili zasnęłam. Obudził mnie dzwoniący telefon. Spojrzałam na ekran kto dzwoni. Była to Vani. Odebrałam i zaczęłyśmy rozmawiać. Jak zwykle zajęło nam to ponad godzinę. Po zakończonej rozmowie poszłam do łazienki się ogarnąć. Po domu chodziłam bez kul. Położyłam się spać i od razu zasnęłam.


 


*


No i kolejny dzień jak co dzień. Mieliśmy właśnie matematykę. Lubiłam ten przedmiot ale jak to ja twierdze „Ja matematykę lubię ale ona mnie nie lubi”. Jak zwykle przy rozwiązywaniu zadań wybrane osoby musiały podchodzić do tablicy. Siedziałam w pierwszej ławce i czasami komuś podpowiadałam jak pani akurat nie widziała. Do tablicy podszedł ten głupi, idiota Harry. Oczywiście nie wiedział co ma robić. Zaczęłam mu dyktować co ma pisać. Chwile się ze mną o to wykłócał ale po chwili zapisał to co mu kazałam. Jestem czasami za miła. Nauczycielka sprawdziła czy zadanie jest dobrze rozwiązane i oczywiście ja miałam rację bo było to dobrze zrobione. Reszta dnia minęła dość szybko i nadszedł moment gdy mieliśmy znowu losować. Tym razem wylosowałam Juliett. Z jednej strony się cieszyłam że ją mam bo to moja przyjaciółka a z drugiej żałowałam, że nie mam Styles’a . Na szczęście już sączyliśmy lekcje i na spokojnie możemy rozmawiać.


-I co kogo masz?-spytała Vani, a ja pokazałam jej kartkę.- Jak fajnie


-Ta, z jednej strony się cieszę, że ją mam a z drugiej żałuje że nie mam tego debila.


-Mówisz jakbyś była zakochana.


-Mhm, ja zakochana w tym głąbie, ta na pewno.


Kołu nas stała Jess i słyszała o czym rozmawiamy.


-Bo ona jest zakochana tylko nie wiem w kim.- powiedziała dziewczyna.
-Nie jestem w nikim zakocham.
-Dobra ja spadam.- powiedziałam żegnając się z przyjaciółką i wsiadając do samochodu.
Weszłam do swojego pokoju i żywiłam się na łózko. Ja zakochana w Harrym? Przesada? A MOŻE TO PRAWDA? NIE!! To nie możliwe. To tylko kolega. No ale dziwnie się czujesz w Jego obecności. NIE! TO NIE MOŻLIWE! Ale nie zaprzeczam On jest przystojny. Nie dobra, już koniec! Uspokój się! To tylko kolega! Któremu podpowiadasz jak na matematyce i czasami na chemii stoi przy tablicy. I jeszcze czasami gadacz nim i Alex na skype. I wtedy się zaczynacie kłócić



Rose

-----------------------------------



No i kolejna sobota :)

Już niedługo wreszcie koniec roku szkolnego :D
No to ten rozdział wyszedł krótki ale trudno XD
Mam nadzieje, że wam sią podoba :*

imagif

Dla Malwiny z okazji urodzin :3






TY:Louis
Louis:Co?
TY:wiesz jaki dzisiaj dzień?

Louis:Nie..
TY:Sobota,czyli czas na sprzątanie :)
Louis:No nie





-----------------------------------

No więc Najlepszego :D

Louis

Dla Malwiny :*
Dużo pieniędzy! Miłości! Szczęścia! Sama wiesz kogo! XD
Kocham Cię
~Domi <3
---------------
-Myślałeś, żeby zająć się tym na poważnie?-spytałam, siadając na murku.
-Nie. Nie umiem grać.
-Louis, żartujesz sobie ze mnie? Jesteś świetny!
-Tak, jasne-prychnął pod nosem. Zaśmiałam się i zaczęłam machać nogami.- Jak dziecko...-westchnął, wybuchając śmiechem.-Spróbujesz?
-Nie, nie umiem.
-Oj spróbuj.
Podszedł do mnie i zdjął z murku. Objął w pasie i położył dłoń na mojej. Nakierował piłkę do kosza i rzuciliśmy.
Udało się.
-Spróbuj sama.
Westchnęłam i powtórzyłam wszystkie poprzednie ruchy. Trafiłam. Zaśmiałam się i rzuciłam przjacielowi na szyję. W tym czasie dołączyli do nas Liam z Zaynem, po chwili Harry, a potem Niall.
-Cześć, chłopaki. Jak tam?
-Hej, młoda. Nie pytaj. A co Wy tu znowu...?
-Oj Hazzuś, Hazzuś. Próbuję przekonać Lou do zawodowej gry, ale wiesz, jaki on uparty.
-Ta, wiem- mruknął pod nosem, jakby nieobecny. Wciąż patrzał na Lou, jakby smutny? Co się między nimi ostatnio wydarzyło?
Potrząsnęłam głową, pragnąc pozbyć się nieprzyjemnych myśli.
Przecież nie chodzi o orientację Loczka, prawda?
*
-Malwina!-krzyknęła przyjaciółka, rzucając mi się na szyję.
-Cześć, Domi.
-Wszystkiego najlepszego, kochanie! Pieniędzy, miłości, szczęścia, Louisa...Au! Przecież go kochasz.
(Tak, Malwina, są tu podstawione PRAWDZIWE postacie, Lov u! <3)
-No tak, ale zaponiałaś chyba, że ma Elkę. I tak bardziej mnie martwi Harry. I dziękuję.
-Prosze. Ale czemu?
-Chyba się pokłócili. Oboje w swoim towarzystwie czują się dość nieswojo. Mam jednak nadzieję, że nie chodzi o orientacje Hazzy. W końcu Lou nigdy to nie przeszkadzało, nie?
-No niby nie. Zawsze to akceptował. A teraz chodźmy do nich. Porozmawiam z Lou...Na pewno coś mi powie. W końcu jest moim kuzynem, nie?
-Fajnych masz kuzynów.
-Wal się.
*

Gdy Domi wyszła z pokoju z Louisem, była równie przygnębiona, jak tamta dwójka. To znaczy, że się chyba dowiedziała. Uśmiechnęła się nikle, siadając obok mnie.
-Co jest?
-Nic takiego, naprawdę.
-Dominika..
-Nie mogę powiedzieć, przepraszam.- i wstała. Zabrała Harry'ego i Lou. Obróciłam się i zobaczyłam, jak przyjaciółka płacze. Rzuciła się Harry'emu na szyję, a Louis objął ich oboje. Coś się musiało stać.
-Malwina?-usłyszałam Zayna.
-Wszystko okej- mruknęłam, odwracając się od nich. Coś ścisnęło mnie za serce. Wiedziałam, że coś tu nie gra.
*
-Mówcie.
-Okej. Umieram.
-CO?!- wrzasnęłam. Harry powiedział to tak spokojnie. -Dlatego byliście tacy smutni..?
-Też. Ale zaczęło się od tego, że zerwałem z El, powiedziałem o tym Hazzie, a on się rozpłakał.
-Dlaczego?- zdziwiłam się.
-Bo jej nie lubię i powiedziałem to Lou. A on tak nagle zerwał...A ja nie chciałem stać mu na drodze do szczęścia.
-Problem w tym, że zerwałem z dwóch powodów. Jeden to fakt, że Harry jej nie cierpi. A dwa to Ty.
-No a potem tak po prostu powiedziałem mu, że jestem chory i...
-No i się popłakaliśmy.
-Dodatkowo bałem się powiedzieć chłopakom, ale w końcu to zrobiłem. I postanowiliśmy założyć zespół.
-Ale..
-Ale może się to nie udać. Ponieważ zostały mi dwa miesiące życia..
*
-O mój Boże, Lou! Oczywiście, że tak!-krzyknęłam, rzucając się mu na szyję. Obrócił nas wokół osi, a łzy popłynęły po moich policzkach. Ludzie zaczęli klaskać.
-Gratuluję-szepnęła Domi, jednak po chwili zniknęła.
Zastałam ją w pokoju obok. Płakała.
-Nie płacz..
*
–…ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską…
–…w zdrowiu i w chorobie…
–…w dostatku i w biedzie…
–… i że Cię nie opuszczę…
–…aż do śmierci.
Domi wyszła z kościoła, kiedy powtarzałam za księdzem.
Louisie Williamie Tomlinson, czy bierzesz sobie tą oto kobietę za żonę i przyrzekasz kochać ją i szanować dopóki śmierć was nie rozłączy?
-Tak.
Choć Harry'ego nie było z nami już wiele lat, Domi wciąż żyła tamtym zdarzeniem.

Harry umarł niedługo po tym, jak się związali. Zespół nie doszedł do skutku. A mojego przyjaciela nie ma z nami od trzech lat. Przegrał walkę z chorobą.

sobota, 7 czerwca 2014

TWT Rozdział I



      
Otworzyłam drzwi w weszłam do domu. Nikogo w nim nie było. Znowu byłam sama a rodzice gdzieś poza domem. Przyzwyczaiłam się już do tego. Rzuciłam torbę na podłogę i poszłam do kuchni zrobić sobie obiad. Na stole znalazłam kartkę z napisem : „Tata w jeszcze w podróży  a ja musiałam już wyjść do pracy. Przepraszam, że nie poczekałam na ciebie. Zrób sobie coś do jedzenia. Zostawiam ci tu jakieś pieniądze na wszelki wypadek. Kocham Cię i całuje. Mama.”, obok kartki leżało 50zł. Wzięłam je i zaczęłam robić obiad. Po skończeniu posiłku umyłam talerze, wzięłam z podłogi torbę i poszłam do swojego pokoju. Zaczęłam odrabiać lekcje i uczyć się do jutrzejszego sprawdziany. Po
jakimś czasie spojrzałam na zegarek. Była już 16.20.
- Zaraz ma przyjść Vani.
Szybko posprzątałam pokój gdy nagle zadzwonił telefon.
-Co jest?
-Zaraz będę- powiedziałam przyjaciółka
-OK. Czeka.
Ne minęło wiele czasu gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Poszłam je otworzyć. Przywitałam się z przyjaciółką
i poszłyśmy do kuchni zrobić kawę.
-O której mamy tam być?
-O 19 pod szkołą a o 20.30 zaczyna sią spektakl.
-To mamy jeszcze dużo czasu.
Poszłyśmy do mojego pokoju. Zaczęłam przeglądać ciuchy i zastanawiać się w co się ubrać. Vani pomogła mi wybrać jakieś ciuchy
. Poszłam do łazienki i szybko się ogarnęłam. Po zrobieniu wszystkiego zeszłyśmy na dół. Poszłam do kuchni i szybko napisałam na kartce „Nie czekaj. Poszłam do teatru. Wrócę późno. Kocham. Mała” Ubrałam swoje ulubione płaskie buty a na ramiona zarzuciłam kurtkę i zamknęłam drzwi na klucz. Miałyśmy. Jeszcze dużo czasu więc postanowiłyśmy pójść spokojnie spacerem.  Nagle niezdarna ja potknęła się o własne nogi i przewróciła. Zabolała mnie kostka.
-Nic ci nie jest?- Zachichotała i podała mi rękę pomagając wstać.
-Tak, wszystko ok.
Podniosłam się i stanęłam na nogach. Poczułam potworny ból w lewej kostce. Nie dałam tego po sobie poznać. Zrobiło mi się trochę słabo z tego powodu i przytrzymałam się przyjaciółki.
-Na pewno? Jesteś strasznie blada.-Spytała zmartwionym tonem.
-Tak na pewno. Możemy iść dalej.
Postanowiłam być silna i nie przejmowałam się bólem. Dopiero w teatrze gdy usiadłyśmy na miejscach złapałam się za nogę i poczułam, że jest spuchnięta. Przez chwile zastanawiałam się czy nie jest skrę ale zaraz zajęłam się czymś innym i o tym zapominałam. Zaczęło się przedstawienie. Vanessa szepnęła mi  jaki przystojny jest jeden z aktorów, który popełnił samobójstwu mówiąc „Lina” i nagle ona spada mu z sufitu. Potem ten sam aktor nagle się pojawił i zaczął krzyczeć żeby mu dać światło czym przestraszył Vani. Ja byłam na to przygotowana ponieważ już widziałam ten spektakl ale postanowiłam iść na niego jeszcze raz i chętnie znowu bym go zobaczyła. W czasie przerwy pomiędzy pierwszą a drugą częścią wyszłyśmy do toalety. Poczułam wibracje telefonu w kieszeni. Spojrzałam na ekran i zobaczyłam ikonkę SMS. „Zadzwoń po spektaklu. Odbiorę was. Mama.” . Wróciłyśmy na sale i obejrzałyśmy końcówkę przedstawienia. Po skończeniu się sztuki zadzwoniłam po transport. Nie czekałyśmy długo i wsiadłyśmy do samochodu.
-I jak było?
-Super.-Odpowiedziałyśmy chórem.
- Vanessa będziesz dzisiaj u nas nocować.
-Mama się zgodziła?-Powiedziała zdziwiona dziewczyna.
-Tak. Pójdziesz do domu tylko po jakieś, rzeczy.
-Ok.
Postanowiłam na razie nic nie mówić  na temat kostki, stwierdziłam, że powiem jak będziemy w domu.  Po niedługim czasie wysiadłam z samochodu i weszłam do mieszkania.
-Nic ci nie jest kochanie?-spytała zatroskanym głosem mama.
-Jak szłyśmy pod szkołę przewróciłam się idąc w płaskich butach po prostej drodze i od tamtej pory mnie trochę boli kostka plus jest spuchnięta.
-Mogłaś powiedzieć wcześniej pojechały byśmy od razu do szpitala.
-NIE! Nie musimy to nic takiego. Ja nigdzie nie jadę. Nie musze.
-Jedz! Co jeśli to coś poważniejszego?-Powiedziała Vani
-Nigdzie nie jadę!
-No dobrze. I tak pewnie z tobą nie wygramy bo jesteś zbyt uparta.-Dodała mama.
Ogarnęłam się i położyłam na łóżku. Zaraz po mnie zrobiła to samo Vanessa. Jutro było wolne więc postanowiłyśmy zrobić dobie noc filmową i porozmawiać. Chciałam wstać i włączyć film ale ból w kostce był tak śliny, że nie dałam rady. Wzięłam tabletkę, która złagodziła moje cierpienie.

Rano noga mnie tak bolała, że nie mogłam chodzić. Ogarnęłam się z pomocą przyjaciółki. Cały weekend przeleżałam w łóżku. W poniedziałek z trudem poszłam do szkoły. Nie ćwiczyłam na w-f więc nauczycielka powiedziała, że mam jechać do szpitala zaraz po szkole zrobić prześwietlenie i sprawdzić czy to nic poważnego.  Wyszłam z budynku i wsiadłam do dobrze znanego mi auta.
-Hej-rzuciłam siadając na miejsce.
-Cześć kochanie- Powiedział znajomy głos taty.
-Wróciłeś już z podróży.
-Tak.
Koło naszego samochodu właśnie przeszedł Liam pomachałam przyjacielowi uśmiechając się.
-To ten „Loczek”?
-Nie. To Liam „Daddy” a „Loczek” to Harry.
Weszłam do domu. Oznajmiłam mamie, że wróciłam i poszłam do kuchni gdzie rodzicielka przygotowywała obiad.
-Panie z w-f powiedziała, że mam jechać do szpitala sprawdzić czy to nic poważniejszego.
-No to jedziemy.
-No dobra.- Powiedziałam zrezygnowanym tonem.

Siedziałam na poczekalni czekając aż mnie wreszcie przyjmą. Wreszcie po długim czasie weszłam do gabinetu i powiedziałam co się stało. Lekarka była lekko zdumiona moją niezdarnością.
-Jest Pani w ciąży?
-Nie.-Powiedziałam szybko.
-Proszę iść na prześwietlenie i wrócić.
 Poszłam na badanie i po kolejnej dłuższej chwili znowu weszłam do gabinetu.
-Skręcenie jest na tyle poważne, że musimy założyć panie szynę gipsową.
-Nie. Tylko nie to-Powiedziałam cicho załamanym głosem.
Założyli mi szynę i wróciłam do domu. No to się wpakowałam. Teraz nie będę mogła iść na trening przez dobry miesiąc.

Rose

------------------------------------------------------

Mamy naroście sobotę więc, wstawiam wam Rozdział I
Mam nadzieję, że wam się spodoba :*


czwartek, 5 czerwca 2014

Dodatek~ YAMDoH

Na specjalne życzenie Jagody.
------------
  Pociągnął mnie za rękę w kierunku wyjścia z baru. Nie idź! Mój umysł krzyczał, bym się wycofała i nie szła z ukochanym. Moje myśli wciąż wracały do tego wszystkiego, co się stało kilka przecznic dalej. Minęliśmy w drzwiach Alexa, któremu posłałam uspokajający uśmiech. Tori, on Cię skrzywdzi! Ignorowałam jednak natarczywy głos w mojej głowie i szłam dalej. Ufałam Niallerowi całkowicie, wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi. Splótł nasze palce razem, uśmiechając się szeroko. Nie mógł mieć złych intencji, był na to za „czysty”. Byłam pewna, że go kocham.
   To jednak nie zmieniało faktu, że dalej się bałam dotyku. Od tamtego zdarzenia minął dopiero rok. To dalej za mało, bym się pozbierała po czymś takim. Wiedziałam, że zawsze będę się bać mężczyzn i to było nieodwracalne. W każdym chłopaku widziałam Justina. Na początku bałam się nawet Nialla. Przecież byli przyjaciółmi, Niall mógł o wszystkim wiedzieć. Ba! Mógł nawet im pomóc. Gdy tamtego dnia przyszedł do mnie Josh, myślałam, że ucieknę stamtąd. A Niall mnie tak uspokajał.. To wtedy było podejrzane. Po tamtym incydencie, chociaż wybaczyłam Joshowi, nie spałam z Niallem. Za bardzo się go bałam, czego skutkiem była noc spędzona u Harry'ego. Teraz, rok, po tamtym zdarzeniu wciąż nie potrafię prawidłowo funkcjonować. Bałam się. I choć powinnam zaufać Niallowi, to... nie potrafiłam.
   Wydarzenia sprzed roku miały na mnie ogromny wpływ. Dlatego nie wchodziłam teraz do ciemnych pomieszczeń, nie szłam sama ulicą i nie wyjeżdżałam służbowo bez Alana. A co się z tym wiązało, również jego chłopaka- Austina.
   Jeśli chodzi o tamte zdarzenia.. Wracały do mnie co chwilę i to w najmniej odpowiednich momentach. Choćby w wesołym miasteczku, na karuzeli, kiedy chłopak, sprzedający bilety na diabelski młyn, był zbyt podobny do Jus'a. Wtedy miałam pierwszy napad paniki.
Do pomieszczenia wszedł Justin. Był sam. Byliśmy tylko ja i on.
-Co ja Wam zrobiłam?
-Odeszłaś, skarbie. Od nas się nie odchodzi.
-Justin..Dlaczego mnie porwaliście?
-Żeby zdobyć Twojego gwiazdora. Szybko się pocieszyłaś po mnie, co?!
-To Ty mnie zostawiłeś! Przepłakałam przez Ciebie w cholerę dużo nocy!
Krzyczenie po chłopaku nie było najmądrzejszym pomysłem, bo po chwili poczułam, jak jego ręka zderza się z moim policzkiem.
-Nigdy więcej na mnie wrzeszcz!-warknął i wyszedł
Załkałam, zdając sobie sprawę, w co się wpakowałam.
Po raz pierwszy od początku związku pożałowałam, że Niall się we mnie zakochał. Przeze mnie grozi mu niebezpieczeństwo.
Druga taka sytuacja pojawiła się, kiedy weszłam do kuchni, a tam siedział Niall, obracając w dłoniach nóż. Od razu przypomniała mi się sytuacja z Demi, kiedy jeszcze była do tego zmuszana.
-Co jest, Vic? Nadal nie żałujesz, że od nas odeszłaś?
-Nigdy nie będę tego żałować. Zostawienie waszej dwójki było najmądrzejszą decyzją w moim życiu.
-Pożałujesz tych słów- syknęła brunetka podchodząc do mnie z scyzorykiem. Cokolwiek chciała mi zrobić, ujdzie jej to. Jeśli chciała mnie nastraszyć, poszło jej w 100 % idealnie.
Otwarła nóż w narzędziu i przyłożyła mi go do twarzy. Przycisnęła i zjechała w dół. Syknęłam. Dostrzegłam stróżkę krwi, spływającą wzdłuż twarzy.
-Zaraz ta Twoja śliczna buźka nie będzie taka śliczna.- uśmiechnęła się z jadem.
Ból rozbrajał mnie od środka. Bałam się każdego mężczyzny, nawet mojego chłopaka. Chociaż nie. Jedynym chłopakiem, którego się nie bałam, był Harry. To jemu najbardziej ufałam, to on mnie wyciągnął z tarapatów. I chociaż bałam się go początkowo, teraz był jedyną osobą, której naprawdę ufałam. Dlatego, gdy tylko była taka możliwość Harry jeździł ze mną na pokazy. Nie opuszczał mnie, dlatego zrodziła się między nami ta dziwna więź, o którą Niall był zazdrosny. Prawdą było, że nie miał o co. Ale prawdą było też to, że potrzebowałam loczka, jak nikogo innego. Był, jak mój drugi brat. Tylko mniej wkurzający. I nie był gejem.
   Niezaprzeczalnie kochałam i Hazzę i Nialla. Wiedziałam jednak, że Harry był dla mnie po prostu jak starszy brat, a Niall, to ktoś z kim spędziłabym resztę życia.
Doszliśmy na jakąś polanę, obok starego, opuszczonego budynku, a mój umysł od razu się odezwał.
-Jesteś zwykłą dziwką!- syknął, patrząc mi w oczy. On był dla mnie najważniejszy- Mówiłaś, że mnie kochasz! A potem.. Potem spotykałaś się z moim przyjacielem!
-To było, długo po moim wyjeździe! Chciałam wrócić! Ale nie chciałam Was więcej widzieć!- zaszlochałam, za późno gryząc się w język.
-Suka- warknął, wymierzając mi policzek. Zdarł ze mnie spodnie i nie miałam nic do gadania. Chciał mnie zgwałcić, więc to zrobił.
Spięłam się cała, natychmiastowo, co wyczuł Niall. Spojrzał na mnie, a ja wyrwałam się z jego uścisku. Odsunęłam się kilka kroków i upadłam na kolana, zanosząc się płaczem. Dlaczego?
Ale zdałam sobie sprawę, że to się nie dzieje wcale drugi raz. To mój umysł płata mi figle. Pamiętam, jak się zapytałam, dlaczego..I jak się zorientowałam, że to słowo jest niewłaściwe..
Szlochając, nie usłyszałam, jak Niall do mnie podszedł, dlatego, gdy tylko mnie dotknął krzyknęłam przestraszona.
-Przepraszam- szepnęłam. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się pocieszająco. Byłam beznadziejna.
-Kłamiesz!-syknął chłopak, wymierzając mi policzek. Zapiekło, a w oczach pojawiły się łzy.
-N..nie.. Justin..
-Nie pozwoliłem Ci się odezwać, suko!- krzyknął, sprzedając mi uderzenie w brzuch. Jęknęłam, zwijając się w pół. Chciałam o coś zapytać, ale strach przed otrzymaniem kolejnych uderzeń był zbyt silny.
-Zostaw ją. Daj trochę wytchnienia. Nie chcemy jej zabić. Jeszcze nie.- usłyszałam tak dobrze znany mi głos. Mojego ojca.
-Jasne.
-Dlaczego?- szepnęłam, czując, jak zgromadzone pod powiekami łzy wypływają na powierzchnię.
Nie otrzymałam odpowiedzi. Jedynie ten ohydny uśmiech. A potem poczułam metal na policzku. Jak jedzie w dół. I czułam, jak ciepła krew sączy się z rany. I nienawidziłam Justina. Bolało. Bolało, jak cholera. Wyszedł i zostawił mnie samą. A ja po raz kolejny zaczęłam żałować, że wyszłam tego dnia z domu, w dodatku sama.
Niall objął mnie ramieniem, a ja gwałtownie się odsunęłam. Stanęłam na równe nogi i powoli wycofywałam się do tyłu.
-Przepraszam, Niall..- szepnęłam- Ale ja tak nie potrafię.
I uciekłam z tamtego miejsca, przy okazji dzwoniąc do Harry'ego. Tego było za dużo. O wiele za dużo.
*
-Hej.. No już, maleńka, spokojnie.- potarł moje plecy, a ja mocniej się wtuliłam w jego tors. Do pomieszczenia wszedł Niall. Gdy nas zobaczył, wyraźnie odetchnął z ulgą. Widać, że się martwił. Był zdyszany i czerwony na twarzy, co oznaczało, że biegł.-Mam pomysł..
-Jaki?-wychlipałam, podnosząc głowę.
-Jadę na tydzień do Holmes Chapel. Chciałem odwiedzić rodzinę. Może pojedziesz ze mną?
Przytaknęłam, ciesząc się, że może uda mi się poukładać wszystkie myśli.
~*~
-Harry!- krzyknęła Anne, przytulając syna. Za nią stał jego ojczym. A po chwili na dole znalazła się jego siostra. -Ty pewnie jesteś Victoria..
-Tori- uśmiechnęłam się.
-A więc, witaj, Tori- przytuliła mnie mocno, a za nią zrobili to Robin i Gemma.
Jego dom był bardzo przytulny, cieszyłam się, że mogłam spędzić tam tydzień.


-Słuchaj, mama nie przemyślała jednego i dała nam wspólne łóżko.. Nie będziesz miała nic przeciwko?
-Haz.. I tak z Tobą śpię, jak się boję, czy coś..
Harry potarł niezręcznie kark.
-No tak.. - zaśmiał się.
   Następnego dnia poszliśmy z Harrym na zakupy. Zbliżały się święta, więc trzeba było zacząć kupować prezenty dla znajomych. Od rana wydzwaniał do mnie Niall, ale nie byłam w stanie z nim rozmawiać. Ostatecznie... mój umysł miał rację. Harry złapał moją dłoń i poszliśmy na jarmark.
-Harry?
-Co jest, skarbie?
-Już nigdy nie będzie tak samo, prawda?- spytałam, a Harry na mnie spojrzał z smutkiem.-Już zawsze będę bała się mężczyzn, nie będę potrafiła zaufać Niallowi. Tylko Tobie będę w stanie ufać. Justin odcisnął zbyt duże piętno na mojej psychice, prawda?
-Skarbie.. To kiedyś minie, obiecuję Ci to. Pamiętaj, że zawsze będziesz mogła na mnie liczyć. Zawsze będę obok. Nawet, jeśli nie będzie mnie ciałem, to wystarczy, że o mnie pomyślisz. Mój numer masz na szybkim wybieraniu, dzwoń, zawsze, gdy będziesz miała problem. Dzwoń zawsze, gdy to powróci..Obiecuję, że będę przy Tobie. Zwłaszcza w tych trudnych chwilach.
-Będziesz?
-Będę.
-Zawsze?
-Zawsze.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.


-Harry?
-Tak?
-Dziękuję.
~*~
-Ufasz mi?
-Tak.
   Niall pochwycił moją dłoń i splótł nasze palce. Ruszyliśmy brzegiem morza. Światło księżyca padało na nasze twarze. Do mojej głowy wpłynęły wydarzenia z zeszłego tygodnia. Jak świetnie się bawiłam w domu Stylesów. Harry'emu mogłam ufać. I właśnie w Holmes Chapel zrozumiałam, że Niallowi także.
Skręciliśmy w jakąś polną dróżkę, ale ufałam już Niallowi całkowicie. Nie miałam pojęcia, gdzie idziemy, ale wiedziałam, że Niall mnie nie skrzywdzi. Zadrżałam, czując chłodny powiew wiatru. Chłopak widząc to, objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w niego, uśmiechając się pod nosem. Zatrzymaliśmy się nad jakimś stawem. Ile myśmy przeszli? Niall złapał mnie za dłonie i uklęknął przede mną.
-Tori, słuchaj.. Jesteś najwspanialszą osobą, jaką w życiu spotkałem. Kocha Cię i wiem to doskonale. Przepraszam za każdą kłótnię, każdy nieodpowiedni gest, za wszystkie Twoje łzy. Ale kocham Cię i jeśli będzie taka potrzeba, będę Cię błagał, byś została moją żoną. Więc, proszę.. Pragnę, byś za mnie wyszła. Uczyń mi ten zaszczyt i poślub mnie.-zaniemówiłam- Pragnę tego jak niczego innego. Wiesz czemu? Bo jesteś moją definicją szczęścia. Więc? Wyjdziesz za mnie?
-Tak, Niall. Kocham Cię.
Łzy szczęścia spłynęły po moich policzkach. Tak szczęśliwa, nie byłam jeszcze nigdy. To najpiękniejsza chwila w moim życiu.
*
-Tak.
-Tak.
-A więc ogłaszam Was mężem i żoną. Możecie się pocałować.
Tak też zrobiliśmy.
PuSSy <3
--------------
1500 SŁÓW.. Trzy godziny pisania. Warto było ;)
Whatever...
Na życzenie Jagody :)
Jak się podoba?
Taka tam niespodzianka ;)
Już niedługo wracamy z Olą :)
Już 13.06 (URODZINY MALWINY!!!) Możecie się spodziewać prologu YAETM :3
Jeśli będzie pod nim pięć komentarzy to rozdział I będzie już 15.06  jak wrócę z Zakopca ;)
Ale szczegóły 13.06 :)
Jak tam oceny na koniec roku? Kleją się? XD
Jak niespodzianka, podoba się? :3
Liczę na minimum SIEDEM komentarzy (tak wyjątkowo, proszę? :]])

niedziela, 1 czerwca 2014

TWT~Prolog

Wybiegłam z sali. Byłam wściekła. Weszłam szybko po schodach na górę i podeszłam do przyjaciela. Dobrze wiedziałam, że Ona za mną idzie. Poprosiłam chłopaka by ją zatrzymał. Pobiegłam do łazienki i zatrzasnęłam drzwi na klucz. Spojrzałam w lustro. Miałam zaszklone oczy. Wyglądałam okropnie. NIE KOCHASZ GO!!! ON NIC DLA CIEBIE NIE ZNACZY! Dobrze wiedziałam, że to kłamstwo.
OopS